Reklama

W 1988 roku Prince wydał album zatytułowany „Lovesexy”. Krążek ten od samego początku wzbudzał ogromne emocje, a wszystko za sprawą nietypowej okładki. Przedstawiała ona artystę w całkowitej nagości, w dynamicznej pozie, z kwiatami zakrywającymi części intymne. Obraz ten miał być symbolem wolności, ekspresji i duchowego oczyszczenia – jednak dla wielu był po prostu szokujący.

Reklama

Publiczne reakcje na tę formę ekspresji były mieszane. Niektórzy doceniali odwagę artysty, inni uznawali to za przekroczenie granic dobrego smaku. Artystyczna wizja Prince’a natrafiła na opór głównie wśród bardziej konserwatywnej części społeczeństwa.

Prince nagrał hit lat 80.

Mimo kontrowersji, „Lovesexy” był intensywnie promowany. Album zawierał trzy single, które odniosły umiarkowany sukces komercyjny: „Alphabet St.”, „Glam Slam” i „I Wish U Heaven”. Największy rozgłos zyskał utwór „Glam Slam”, który szybko stał się rozpoznawalny wśród fanów i był symbolem epoki swojej premiery.

Choć żaden z utworów nie zdominował list przebojów tak jak wcześniejsze hity Prince’a, album „Lovesexy” uznawany jest dziś za odważne i spójne dzieło artystyczne.

Płyta Prince'a była zakrywana czarną folią

Największe kontrowersje nie wynikły jedynie z wyglądu okładki, ale z reakcji, jaką wywołała w punktach sprzedaży. Wiele sklepów muzycznych w Stanach Zjednoczonych odmówiło wystawiania albumu na półkach w widocznym miejscu. Inne zdecydowały się na sprzedaż płyty tylko po owinięciu jej w czarną folię, by ukryć wizerunek nagiego artysty przed wzrokiem klientów.

To nietypowe podejście do dystrybucji spowodowało lawinę pytań o wolność artystyczną i granice ekspresji w przestrzeni publicznej. Paradoksalnie jednak, cała sytuacja wpłynęła na zwiększenie zainteresowania albumem.

Otwarcie klubu „Glam Slam”

Singiel „Glam Slam” stał się na tyle ważny w twórczości Prince’a, że artysta postanowił nazwać od niego własny klub nocny. Klub „Glam Slam” został otwarty i funkcjonował jako przestrzeń rozrywki, sztuki i muzyki – dokładnie tak, jak wyobrażał to sobie jego właściciel.

Prince nie tylko tworzył muzykę, ale budował wokół niej całe światy – albumy, teledyski, kluby, mity. „Lovesexy”, mimo że był dla wielu szokujący, pozostaje jednym z najbardziej symbolicznych punktów jego kariery.

Reklama

Zobacz także: Ten hit lat 70. nagrali, by ratować życie. Nie do wiary, ile na nim zarobili

Reklama
Reklama
Reklama