Był najmłodszym członkiem załogi Heweliusza, przeżył jako jeden z nielicznych. Opowiedział o koszmarnej nocy
Jerzy Petruk, jeden z dziewięciu ocalałych z katastrofy promu „Jan Heweliusz” w 1993 roku, po raz pierwszy tak szczerze opowiedział o przerażających chwilach na Morzu Bałtyckim. Mężczyzna był najmłodszym członkiem załogi i początkowo nie zdawał sobie sprawy, jak poważna jest sytuacja. W wywiadzie odniósł się również do teorii spiskowych.

Jerzy Petruk miał 28 lat, gdy w styczniu 1993 roku doszło do jednej z najtragiczniejszych katastrof morskich w historii Polski - zatonięcia promu „Jan Heweliusz”. Był najmłodszym członkiem załogi i jednym z zaledwie dziewięciu ocalałych. Jego dramatyczne wspomnienia ujawnione w rozmowie z Waldemarem Stankiewiczem z Kanału Zero po premierze serialu „Heweliusz” na Netfliksie wstrząsają.
Jerzy Petruk przeżył katastrofę „Heweliusza”. Początkowo nie sądził, że sytuacja jest poważna
Petruk wspomina, że wszystko zaczęło się od alarmu. Początkowo nie był przekonany, że sytuacja jest poważna. Dopiero drugi alarm i wyraźny przechył na lewą burtę zmusiły go do działania. Próbując zamknąć drzwi, zobaczył wielu ludzi przed sobą na korytarzu. Jak przyznał, „wszyscy wyszli, a ja zostałem na końcu. I może właśnie dzięki temu żyję”. Przechył promu uniemożliwił dalsze przemieszczanie się - byli uwięzieni w nadbudówce.
Jeszcze nie do końca byłem przekonany, że coś rzeczywiście się dzieje i że jest realne zagrożenie. (...) Dopiero przy drugim przechyle, na lewą burtę, w momencie drugiego alarmu musiałem działać
W pewnym momencie drugi oficer ogłosił otwarcie tratew ratunkowych. Wkrótce rozległ się olbrzymi łoskot spod pokładu - to zrywały się łańcuchy, które miały utrzymać samochody i wagony kolejowe. Dla Jerzego Petruka było to jasne: „to chyba będzie koniec”.
Mniej więcej w tym momencie było słuchać olbrzymi łoskot spod pokładu
Wtedy do mnie dotarło, że to chyba będzie koniec i że nie ma możliwości ratunku na promie. Statek bardzo szybko zaczął się kłaść na podbudówkę. Chwila moment i już nie było kontaktu z promem, który szedł na dno. Kogo się dało, to wciągaliśmy do tratwy

Jerzy Petruk pamięta najgorsze obrazy z katastrofy „Heweliusza”
Z tratwy Jerzy Petruk dostrzegł w oddali światło. Po świcie pojawił się statek ratowniczy. Fale były ogromne - raz tratwa była na dole, raz unosiła się wyżej niż statek. Petruk wspomina, jak próbował sygnalizować ratownikom, by rzucili linki. Chciał przeskoczyć na pokład, ale przestraszył się na widok zwłok.
Raz byliśmy na dole (fali – red.), a statek był u góry, a później było odwrotnie. (...) W niektórych momentach byliśmy twarzą w twarz z ratownikami. Krzyczałem i pokazywałem, żeby zrzucono nam linki do pomocy, żeby się asekurować. Miałem wówczas 28 lat, byłem w miarę wysportowany, że myślałem, że w momencie, jak byliśmy u góry, dam radę przeskoczyć do nich na pokład. Ale że już zaczęło się rozwidniać i zobaczyłem wokół pływające zwłoki, to troszkę się wystraszyłem
Po około czterech godzinach spędzonych w tratwie, Jerzy Petruk został uratowany przez śmigłowiec. Wspomina, że śmigłowce zabierały po jednej lub dwie osoby. W końcu udało mu się zapiąć pas i został wciągnięty na pokład.

Było tak, że brali jedną czy dwie osoby i śmigłowiec odlatywał. Czułem, że siły mnie opuszczają i że nie wiadomo, czy doczekam następnego śmigłowca. Opuszczono linę z pasem. W końcu udało mi się zapiąć (...) i wciągnęli mnie na pokład śmigłowca. Zrzuciłem kombinezon, popatrzyłem na zegarek i zobaczyłem, że jest godzina 9:05. To pamiętam i będę pamiętał to do końca życia. (…) Byliśmy w tratwie około czterech godzin. Później się okazało, że już nikogo więcej nie udało się uratować
Po akcji ratunkowej trafił do szpitala w Stralsundzie, gdzie odwiedził go ówczesny minister spraw wewnętrznych Andrzej Milczanowski. Jak wspomina, pojawiły się wówczas plotki o możliwym przemycie broni na promie, którym płynęli. Nie wierzy w takie teorie i stanowczo sprzeciwia się obwinianiu kapitana promu.
Trochę byliśmy zdziwieni, dlaczego. Później chodziły sensacje, że w tej katastrofie mogło być jakieś drugie dno, że przemycali broń, nie wiadomo, co tam... Takie różne były historie, aż strach się bać
Serial Netfliksa sprawił, że temat katastrofy odżył, a wraz z nim spiskowe teorie. Widzowie produkcji Jana Holoubka mają mnóstwo pytań. Niedawno wyjaśnialiśmy, kim jest tajemnicza lekarka z „Heweliusza”.
Co Jerzy Petruk sądzi o serialu „Heweliusz” Netfliksa?
Jerzy Petruk odniósł się także do serialu „Heweliusz” w reżyserii Jana Holoubka. Po dwóch pierwszych odcinkach miał mieszane uczucia, ale był pod wrażeniem technicznego wykonania produkcji. Serial, który przedstawia dramat na morzu, stał się pretekstem do tego, by po latach ponownie opowiedzieć o tragedii, jaką była katastrofa Heweliusza.
Zobacz także: W takiej roli Tomasza Kota jeszcze nie widzieliśmy. Nowy serial HBO Max wstrząśnie widzami
Chcesz zobaczyć tę treść?
Aby wyświetlić tę treść, potrzebujemy Twojej zgody, aby YouTube i jego niezbędne cele mogły załadować treści na tej stronie.