Bohaterki kultowych seriali, których... już nie chcemy naśladować
Czy dziś Carrie Bradshaw miałaby szansę podbić serca widzów? Wrażliwość i gusta publiczności się zmieniły - może już czas rozliczyć się z telewizyjnymi heroinami, którym zawdzięczamy kiepskie wzorce?

- Natalia Kędra
Wiele z nas wyrosło na solidnej diecie z cheeseburgerów i amerykańskich seriali, które wydawały się miłą odmianą po polskich operach mydlanych, gdzie perypetie bohaterów były równie nudne, co “prawdziwe życie”. Telewizyjne bohaterki wpisywały się w nasze fantazje o życiu w najsłynniejszych metropoliach świata, o garderobie pełnej designerskich ciuchów i telefonie pełnym kontaktów zabójczo przystojnych mężczyzn sukcesu.
Dziś nie zachwycają już tak mocno. Rozwój (szczególnie internetowej) psychologii uświadomił nam toksyczne schematy, które często sterowały ich życiem i wyborami, a doświadczenie pomogło nam zrozumieć, że życie pięknych kobiet z telewizji było tylko mało realistyczną bajką.
Które z bohaterek, które podziwiałyśmy jako młode dziewczyny, dziś mogą powodować ciarki żenady? Do naszego zestawienia trafiły kluczowe postaci z różnych dekad telewizji - na pewno znajdziecie wśród nich taką, która przemawiała do waszego młodszego “ja”. A jeśli nadal przemawia, to posłuchajcie kilku argumentów na “nie”.
Rachel z “Przyjaciół”
Jak jej nie lubić? Roztrzepana dziewczyna, której udaje się łączyć bogate życie towarzyskie z poważną karierą, a po plejadzie atrakcyjnych partnerów trafia w końcu w ramiona tej jedynej, prawdziwej miłości… Problem w tym, że Rachel, której udało się wylansować w swoim czasie kilka trendów modowych i urodowych, w rzeczywistości była dość powierzchowna i co gorsza - toksycznie niepewna siebie.
W ciągu 10 sezonów serialu dowiadujemy się, że młoda Rachel była w liceum typową “mean girl”, chodzącym stereotypem cheerleaderki, która nie pamięta nawet dzieciaków, którym dokuczała. Co gorsza w dorosłym życiu też nie jest przyjaciółką, której byśmy potrzebowały. Pamiętacie, jak zareagowała na zaręczyny Moniki i Chandlera? Z zazdrości, że sama wciąż jest singielką, psuje plany wspólnego świętowania i szuka ulgi natychmiastowego pocieszenia w ramionach Rossa.
Rachel ma na swoim koncie także długą listę złośliwości wobec partnerek swojego byłego/przyszłego, a jej szumnie opisywane sukcesy zawodowe zawsze spadały na drugi plan za sprawą mężczyzn. Dla Rossa porzuciła wielkie plany kariery w Paryżu, a wcześniej zdarzyło jej się np. zatrudnić bardzo niekompetentnego asystenta, tylko dlatego, że był wyjątkowo przystojny. Meh.
Carrie z “Seksu w wielkim mieście”
Bystrej fashionistce zawdzięczamy fantazję o stylowym życiu na Manhattanie i ironicznym humorze, który pozwala zgrabnie komentować zmieniającą się rzeczywistość. A może przede wszystkim - zupełnie nierealistyczną wizję o tym, że można żyć “na bogato”, a jednocześnie się nie przepracować…
W rzeczywistości Carrie, autorka jednej kolumny w magazynie, pewnie wynajmowałaby jakąś norę na dalekim Brooklynie, a szpilki od Blahnika oglądała przez szybę. Ale jej finansowa niefrasobliwość (pamiętacie, jak kupiła buty zamiast opłacić czynsz?), to tylko początek problemów.
Podobnie jak Rachel, Carrie zawsze stawiała na pierwszym miejscu mężczyzn, nawet kosztem innych, bardziej trwałych relacji. I podobnie jak Rachel, żyła mitem jednej, wielkiej, przeznaczonej na wieki miłości, przez co poczciwego Aidana zdradziła z powracającym jak bumerang Bigiem.
Bradshaw jest też winna grzechu, który mógł mieć realny wpływ na jej fanki - podtrzymywania starego stereotypu, że papierosy są glamour. Często przedstawiana z kieliszkiem wina i “ćmikiem” w drugiej ręce, Carrie miała się wydawać nieperfekcyjna i bardziej dostępna. W rzeczywistości stwarzała wrażenie niefrasobliwej dziewczyny, której życiem sterują szkodliwe nałogi i impulsy.
W końcu nawet Carrie udało się nałóg rzucić, tylko po to, żeby powrócić na ekran z papierosem w ręku 20 lat później, w kontynuacji pt. “I tak po prostu…”. Amerykańscy widzowie szybko ocenili, że w tzw. dzisiejszych czasach paląca fashionistka jest po prostu niewiarygodna. Mając współczesną wiedzę o szkodliwości nałogów, realistyczna Carrie by nie paliła, a w najgorszym wypadku - pociągała e-papierosa albo dyskretnie używała beztytoniowych saszetek nikotynowych w rodzaju VELO.
Serena i Blair z “Plotkary”
Wspominając o nieprawdopodobnych scenariuszach nie sposób pominąć ten duet. Cała fabuła “Plotkary” obracała się wokół koncepcji, że nastolatki z dobrych domów mogą prowadzić życie jak dorośli - przeżywać realne dramaty, rozkręcać biznesy, a nawet popadać w poważne konflikty z prawem (które magicznie uchodziły im na sucho).
W tej baśni o nowojorskim Upper East Side Serena i Blair miały być jak Spice Girls - tak kontrastowe, żeby każda z nas mogła się z którąś zidentyfikować. W rzeczywistości były po prostu równie toksyczne. Serena przemierzała życie lekkim krokiem, nigdy nie przyznając się do błędów, nie licząc z konsekwencjami swoich wyborów i rzeczywiście nigdy tych konsekwencji nie ponosząc. Z równą dozą nieodpowiedzialności traktowała szkołę, pracę i relacje.
Blair z kolei była do bólu klasistowska (pamiętacie jak traktowała swoją polską gosposię i, cóż, wszystkich spoza elit?), a jej największym atutem była zdolność manipulacji każdym, kto stanął na jej drodze. Obie do dzisiaj mogą uchodzić za wzorzec toksycznej przyjaźni, nie tylko dlatego, że regularnie wymieniały się partnerami bez patrzenia na uczucia tej drugiej…
Hannah z “Dziewczyn”
“Dziewczyny”, autorski serial Leny Dunham, który zrobił z niej supergwiazdę, miały być antytezą “Seksu w wielkim mieście”: pokazywać prawdziwe problemy Millenialsów, ich potyczki z brakiem pieniędzy, głodem samorealizacji i poruszaniem się po skomplikowanych relacjach przyjacielskich i romantycznych.
Nie każda z nas utożsamiała się z Hannah, ale każda była jej wdzięczna za normalizację ciała spoza kanonu piękna i pocieszającej myśli, że wymarzona kariera może być maratonem, a nie sprintem. W rzeczywistości spora część humoru scenariusza wynikała z nieuleczalnego narcyzmu bohaterki, która zawsze i wszędzie stawiała siebie i swoje literackie ambicje w centrum wydarzeń, często kosztem innych.
Przykłady? Scena, w której Hannah chwali się zdobyciem wymarzonego zlecenia podczas… pogrzebu albo oskarżenie o molestowanie przez wykładowcę, przedstawione w serialu jako bezpodstawne. Głównym zarzutem do postaci pozostaje jednak jej niezmienność - kiedy jej przyjaciółki dorastają, ona pozostaje tą samą niedojrzałą emocjonalnie osobą. Finał serialu pozostawił widzów z obawami o los nieplanowanego dziecka Hannah, które pewnie z góry skazane jest na psychoterapię.
Emily z “Emily w Paryżu”
Zdawałoby się, że w świecie telewizji dużo się zmieniło, jednak nawet bardziej współczesne główne bohaterki potrafią budzić kontrowersje… Fani (raczej fanki) “Emily” bronią produkcji jako lekkiej rozrywki z ładnymi twarzami i równie ładnymi obrazkami Paryża w tle. Krytycy nie mogą znieść infantylnej bohaterki portretowanej przez Lily Collins i pokazywania Europy przez pryzmat amerykańskich fantazji.
Co dokładnie zarzuca się Emily? Nieskończoną ignorancję, która sprawia, że ani nie rozumie kraju, w którym się znalazła, ani nie próbuje go zrozumieć. Bezczelność i brak szacunku dla współpracowników i przełożonych. Okropne traktowanie innych kobiet, zwłaszcza Camille, która próbowała się zaprzyjaźnić z bohaterką w dobrej wierze. Powierzchowność i brak pogłębienia psychologicznego.
Może baśń o paryskiej karierze Amerykanki nie brzmiałaby tak fałszywie, gdyby nie pasmo sukcesów, którym wynagradzany jest jej drażniący styl bycia. Każda kontrowersyjna inicjatywa w biurze wychodzi jej na dobre, a każde banalne zdjęcie z wieżą Eiffla staje się viralem. Może to jej urok, a może to… kompletna ściema.
Czy Emily jest gorsza niż Carrie, jego duchowa poprzedniczka w wymyślnych fatałaszkach i kolorowych szpilkach? Sami oceńcie. A może macie już dość zupełnie innej kultowej postaci z małego ekranu?